PREZENT NA DZIEŃ ZWIERZĄT? TORTURY U WETERYNARZA! CZYLI SŁÓW KILKA O STANIE ZDROWIA, ŚMIECHACH W POCZEKALNI I PISKACH W NIEBOGŁOSY

19:34

Witajcie moi kochani!

Wczoraj obchodziliśmy kolejne święto naszych pupili, czyli dzień zwierząt. Chciałam Wallyemu zrobić prezent w postaci namiotu w kształcie myszki z Netto, ale po pierwsze nie było tego wzoru (tylko jakaś zielona ryba), a po drugie materiał był do wiadomo czego ;) Nie opłacało się więc sobie darowałam. Ale... Zrobiłam Wallusiowi inny ,,prezent'', niezbyt miły i wesoły dla niego. Ostatnio jak pewnie pamiętacie pisałam o problemach zdrowotnych mojego prosiaka. Tak, tak - znowu zęby, znowu połamane, znowu ubytki, znowu problemy. Stara śpiewka. Powoli to się robi nudne, co nie? W kółko z tym samym chodzę do weta. Trochę ironią trzeba posypać, żeby nie było smutno, chociaż większość ludzi nie rozumie kiedy mówię normalnie, a kiedy z ironią... E tam, ważne, że ja rozumiem :D Dobra, nie odbiegam od mojej przewodniej myśli, bo się jak zwykle pogubię i zapomnę w końcu o czym miałam pisać.

A więc tak, wczoraj byliśmy u weterynarza. I zacznę od początku, bo mam o czym gadać. Przyszłam do przychodni jakoś w okolicach 16, bo zanim do gramoliłam się z moim zestresowanym grubasem to minęły wieki, a po za tym co chwilę zmieniałam rękę, bo myślałam że nie doniosę tego klocka. Niby prawie 1200 gram, a jak go niosę kilkanaście minut w transposterze to mam wrażenie, że waży przynajmniej 5kg. Wolę nie myśleć jakbym sobie radziła z Cay'em który normalnie 2-3kg waży. Swoją drogą, marzy mi się w przyszłości mieć Cay'a... Doszłam w każdym razie w męczarniach do tej przychodni. Patrzę, a w poczekalni trzy osoby przede mną. Myślę ,,Spoko, poczekamy''. Zaczęli się schodzić ludzie - sami kociarze! I tu się zaczynają rozmowy ,,swoich'' i ja milcząca i siedząca jak ten ciołek, bo nie wiem o co chodzi właściwie. Ludzie opowiadali w jakim wieku są ich kotki, jakich są ras, skąd są, jak się zachowują i w ogóle o wszystkim co jest związane z tymi zwierzakami. Był napakowany pan, łysy - taki typowy paker, nie? Pierwsze co zauważyłam - ma taki sam transporter jak my! A myślałam, że nikt nie ma w tej małej mieścinie transportera z uszami misia... Trochę chciało mi się śmiać, bo pan ,,paker'' szeroki w barach, przypakowany, nagle wyciągnął dwumiesięcznego kociaka. Szczerze mówiąc śmiesznie to wyglądało :D Ale w pozytywnym sensie. Widać, że strasznie kocha tego zwierzaka jak dziecko (w zasadzie kotek jest jeszcze dzieckiem). Była też para, która przyszła z pięknym, białym kotem. Słuchałam jak tam opowiadali o nim i najbardziej zapadło mi teraz w pamięć takie o to słowa: ,,Pani w hodowli mówiła, że jest pieszczochem, ale często mu odbija. Np. lubi jeździć na odkurzaczu i lubi jak go się wciąga tą rurą''. Zaczęliśmy się wszyscy tak śmiać, że nie wiem czy nie słyszeli nas ludzie z zewnątrz przypadkiem. I dodatkowo żeby było ciekawiej, kotek zamiast normalnie miauczeć, wydaję dźwięki jak traktor... Może zostawię to już bez komentarza dobra? :D

Ogólnie rzecz biorąc, na naszą kolej czekaliśmy ponad godzinę. Walluch to już usypiał mi w transporterze, ja z resztą też już lada chwila bym zasnęła na krześle gdyby nie ci ludzie. Wychodzi psi pacjent z gabinetu, a to oznacza, że w końcu pora na nas. Poszłam cała zestresowana, ale starałam się tego nie okazywać. Powiedziałam co się dzieje, jaki mamy problem i czemu znowu zawitaliśmy. Pani Karolina sprawdziła ,,z wierzchu'' zęby Wallyego i pierwsze co powiedziała, to że jest odkryta miazga zębowa. Oświeciło mnie w końcu co to jest to ciemne, które widać gołym okiem. Pani powiedziała, że problem z jedzeniem u niego wynika z tego, że odkryta miazga powoduję u niego straszny ból i nie jest w stanie dlatego nic normalnie ugryźć. Górne zęby (siekacze) zdaniem pani Karoliny są niezłe (jeden nadal jest lekko źle starty, ale nie sprawia to większych problemów). Tradycyjnie Wally miał mieć sprawdzane zęby policzkowe, czyli trzonowce - jak zwał tak zwał. Dlaczego miał? Bo mój kochany głodomor najadł się przed wizytą namoczonej karmy i oczywiście je sobie zapchał. Nie było nic widać przez to i nie wiadomo jaki jest stan reszty ząbków. Na koniec wizyty Walluch ZNOWU dostał zastrzyk przeciwbólowy i przeciwzapalny. Nie wyrywał się bardzo, ale piszczał i próbował raz na mnie wejść jak zwykle, ale trzymałam go tak mocno, że nie dał rady jakoś gwałtownie się poruszyć. Grzbiet oczywiście go później troszkę bolał jak zawsze po zastrzyku. Wczoraj widziałam, że zastrzyk na prawdę mu pomógł i aż tak bardzo go nie bolał ząbek. Jak przyszliśmy do domu to od razu pobiegł do miski i zaczął jeść, więc to na prawdę dobrze. 

Jutro mamy kolejną wizytę. Dzisiaj gabinet był otwarty tylko do 14, a ja o tej porze dopiero wysiadałam ze stacji, więc dlatego idziemy w piątek. Wally prawdopodobnie dostanie kolejny zastrzyk, żeby jeszcze mu ulżyć w jedzeniu, ale nie jest to w sumie pewne na 100%, bo może bez tego da radę. Żeby znowu nie było problemów ze sprawdzaniem trzonowców, jutro godzinę przed wizytą Wally nie może nic jeść. Nie wiem jak on to przeżyję, ale jakoś musi dać radę. Inaczej wizyta nie będzie miała sensu. Trzymajmy kciuki, żeby okazało się, że trzonowce są zdrowe i ładne :)

You Might Also Like

5 komentarze

  1. To trzymamy kciuki :) Ale prezent dostał... ale w sumie to ten prezent pewnie trochę kosztował :) A jutro aż godzinę nie może nic jeść. Biedy Walluś. Oby ząbki szybko odrosły i w ogóle wszystko co tam jest nie tak było ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas wet jest bardzo tani, nigdy nie wyszłam powyżej 30zł za wizytę + jakieś leki, czy właśnie zastrzyk, także mój portfel nie ucierpiał bardzo :D

      Usuń
  2. Wszystkiego dobrego dla Wally'ego! Żebyś już nigdy, od piątku począwszy, nie musiała chodzić do weterynarza z żadnym jego problemem zdrowotnym. :)
    Swoją drogą, ile zwykle płacisz za taką zębową wizytę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy :* Za samą kontrolę 10zł, a czasem nawet nic! A jeśli trzeba podać zastrzyk czy cokolwiek ,,lekowego" to nie płaciłam nigdy powyżej 30zł. U nas wet jest tani i choć bardziej specjalizuje się w psach i kotach, to widać że ludzie tam na prawdę bardzo dobrze się znają na świnkach. Aż czasem w szoku jestem :D Nie zmieniłabym teraz tego weta na żadnego innego chyba. Z resztą nie miałabym nawet takiej możliwości...

      Usuń
  3. To szczęściara z Ciebie. :) Ja też, gdy miałam świnkę, chodziłam do świetnego, a przy okazji fajnego lekarza. Ale z królikiem się nachodziłam po wielu przychodniach i nikogo godnego polecenia nie spotkałam.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz!