PROBLEMY Z ZĘBAMI, MÓJ NAJGORSZY DZIEŃ...
19:57Witajcie kochani.
Nie, nie będzie dzisiaj zdjęć. Nie mam czasu na ich zrobienie. Ostatnio za dużo się u nas dzieje. Ale zacznę od początku. Jakieś dwa dni temu zauważyłam, że Wally bardzo dziwnie się zachowuję. Jestem na maxa podejrzliwa i przewrażliwiona na punkcie dosłownie WSZYSTKIEGO, więc niezwłocznie postanowiłam go oglądnąć z każdej strony... Ale właściwie co dziwnego zaczęło się dziać? Słuchajcie, może wydać się to niemożliwe i wyssane z palca, ale Wally znowu nie ma zębów. Tak, ZNOWU. Moje podejrzenia zaczęły się pojawiać gdy po powrocie ze szkoły zobaczyłam nienaruszone warzywa w miseczce, które Walluś rano dostał na śniadanko. Najpierw pomyślałam, że jest po prostu wybredny i dlatego zieleninę zjadł, a paprykę i pomidora zostawił. Później jakoś pod wieczór mój prosiaczek dziwnie łapał warzywa, które mu dałam na kolację. Dziwnie, czyli brał do pyszczka, ale od razu mu wylatywało, nie gryzł w ogóle. Najbardziej zmartwił mnie fakt, że nie jest w stanie chwycić koperku. Złapałam go i dałam na łóżko, bo pierwsze co przyszło mi na myśl to jego problematyczne zęby. Otwieram mu pyszczek i co widzę? A raczej czego NIE widzę? Ubytki na dole. Nie ma zębów! Na górze dwa piękne, dorodne ząbki, a na dole - jeden złamany i jest na równi z dziąsłem, a po drugim, który zapomniał, że ma rosnąć, w ogóle nie ma śladu. Ja oczywiście spanikowana, nie wiem co robić. Było późno, więc wet tego dnia odpadał. Sprawdzam do której następnego dnia jest otwarte - do 14. Kurna, nie zdążę przyjechać ze szkoły. Wchodzę na stronkę FB naszej wetki, a tam informacja - do 02.10 lecznica w ogóle zamknięta. No żesz...! W pobliżu nie mam już innego weta, który zna się na świniach i nie zrobi krzywdy Wallyemu. Nie ufam nikomu oprócz naszej pani Karolinie. To ona zna całą historię ,,zębową'' Wallucha i ogólny jego stan zdrowia dotychczas. Byłam strasznie wkurzona jak się o tym dowiedziałam. Myśl za raz po tej wiadomości? ,,Co teraz mam robić?!''. Walluch ledwo je, weta nigdzie nie ma w miarę normalnego, najlepszy jest zamknięty bo jakieś szkolenie mają chyba... Do poniedziałku musimy dać sobie jakoś radę. Tylko jak? I oto moje rady, sposoby ratujące świńskie życie i...zęby.
Wszelkie warzywka kroję mu w bardzo, bardzo małą kostkę, żeby zjadał od razu bez potrzeby ,,gryzienia'' dziąsłem. Karmę codziennie rano rozmaczam troszkę w wodzie, żeby była miękka, ale uważam, żeby nie robiła się ciapka, bo Wally by za nic tego nie zjadł, a tak je bardzo chętnie. Wodę piję bez problemu, sianko na całe szczęście je normalnie, suszone ziółka również. Dodatkowo codziennie podaję mu kilka kropel wit. C strzykawką do pysia, bo słabe zęby są częstą oznaką niedoboru tej witaminy. Ułamany ząb powinien szybko mu odrosnąć jak to u świnek, bardziej martwię się o tego drugiego, po którym już śladu nie ma. Ale bądźmy dobrej myśli, to najważniejsze.
No i druga część posta, czyli kilka słów o moim najgorszym dniu w ostatnim czasie. Możecie mówić o mnie po tym co chcecie. Jedni będą mieć pretensje, drudzy uznają mnie za dobrego człowieka, a jeszcze innym będzie to obojętne. ,,O czym będzie ta historia Klaudia?'', pewnie tak byście mnie zapytali będąc ze mną na herbatce w kawiarni. Przez tą historię herbata prawdopodobnie nie byłaby już taka smaczna, a atmosfera zrobiłaby się jak na pogrzebie. Dosłownie. Do rzeczy dziewczyno! Eh. Było bardzo wcześnie rano. Akurat szłam na pociąg z moją przyjaciółką (tak, dojeżdżam pociągiem do szkoły). Choć można by rzec, że jestem ślepa jak kret (ale też bez przesady), rzadko kiedy widzę co dzieje się daleko przede mną. Takie uroki krótkowidza. Śmieszne jest natomiast to, że całkiem łatwo przychodzi mi rozpoznanie osoby i zwierzęcia z daleka. Widzę wtenczas raczej lekko rozmazane rysy, ale nie są aż tak złe jak można będzie wywnioskować. Idąc chodnikiem jak co dzień, zauważyłam przed nami małe zwierzątko, które dreptało na trawkę. Był to jeżyk. Małe stworzonko z krótkimi łapkami. Powiedziałam do przyjaciółki ,,Chodźmy szybciej! Chcę go zobaczyć z bliska''. Poszedł na trawkę, moje serce kazało mi wierzyć, że już na niej zostanie i nie pójdzie dalej, na miejsce najgorsze dla zwierząt, czyli ulicę. Pobiegłam do niego, owszem. Było pusto. Jeżyk wyszedł na ulicę i...nagle znikąd nadjechało auto. Przejechało po jego nosku. Poturlał się po ulicy. Widziałam to. Widziałam najgorszy obraz mojego życia. Ten jeżyk... On... Wziął ostatni głęboki wdech. Ruszył tylną łapką. Żył, kiedy stałam i gapiłam się będąc w szoku z tego co zobaczyłam. Wiem, pomyślicie, że to tylko durny jeż, którego bracia i siostry codziennie trafiają pod koła. Ale, dla osoby, która nie ma serca dla ludzi, tylko dla zwierząt, było to cholernie straszne (przepraszam za wyrażenie, ale nadal są we mnie emocje kiedy o tym piszę). Kiedy wziął ten ostatni wdech i ruszył ostatni raz swoją krótką łapką, zrzuciłam z siebie plecak i kurtkę na ziemię i po prostu najzwyczajniej w świecie się rozryczałam. Nigdy tak bardzo nie płakałam. Nigdy. Ściągnęłam sweter, podeszłam do ciałka i wzięłam go. Nie brzydziłam się. Byłoby to chore gdybym się brzydziła. Mnie nic już nie brzydzi, na prawdę. Wzięłam go w ten sweter, uważając przy tym, żeby nie poplamić się krwią, która ciągle ciekła z jego noska. Położyłam go na trawę w spokojnym miejscu. Wiecie co jest najgorsze, ale jednocześnie niesamowite? Sprawdziłam jego puls... Nigdy się nie poddaję i nigdy nie tracę nadziei. Przecież wiedziałam, że mózg został odcięty od tlenu i umarł, ale i tak posunęłam się do tego. Spytacie pewnie, po co to zrobiłam w ogóle. Szczerze? Sama nie wiem. Po prostu nie wiem co się ze mną wtedy działo, co mnie pokierowało do tego gestu. Jeżyk nie cierpiał długo. To była sekunda... Ona zadecydowała o życiu i śmierci. Niestety wygrała w tej walce śmierć. On chciał żyć, ja to wiem. Ale nie dałam rady go uratować, nie przewidziałam, że zaraz nadjedzie auto, które go zabije. Moja przyjaciółka, mówiła że to nie moja wina. Wiem, ale i tak moje serce było wtenczas rozerwane na milion części. Gdzieś z tyłu miałam myśl, że gdybym pobiegła wcześniej, mogłabym go uchronić, ale z drugiej strony, czy byłabym w stanie go złapać? Czy by nie uciekł? Czy by się mnie nie bał? Kończąc moją smutną historię, chcę tylko napisać, że zrobiłam dla niego a'la grób z liści. I wiecie co jeszcze jest niesamowitego? Że żaden wiatr i deszcz go nie zniszczył do tej pory. Jedynie pojedyncze listki z wierzchu spadały, ale tak po za tym wszystko się trzyma... A, jeszcze jedno. Moja przyjaciółka powiedziała coś jeszcze. Coś pięknego, co zapamiętam do końca życia. ,,Nikt normalny by tak nie zrobił. Serio. Zwykły człowiek by przeszedł obojętnie koło takiego zwierzęcia. Jestem z ciebie dumna''. I ja również jestem dumna. Z siebie, ale i z was, że przeczytaliście do końca ten wpis :* Niech miłość do zwierząt zawsze będzie z wami. Do zobaczenia!
8 komentarze
Biedy jeżyk :'( Czy ludzie nie mogliby chociaż uważać, jak jeżdżą? Też w wakacje miałam dosyć smutną sytuację, szłam sobie do babci, wokół było mnóstwo śpiewających ptaków. Nagle przejechało auto, a po tym jak przejechało, zobaczyłam na drodze rozjechanego wróbelka. Wcześniej w ogóle go nie widziałam. To było okropne:(
OdpowiedzUsuńOby Wallemu szybko odrosły ząbki.
Matko :( Gościu jechał tak szybko, że nie zauważył tego jeżyka w ogóle. Moja przyjaciółka powiedziała, że skoro nie widział co jest na drodze to gdzie on się w ogóle patrzył. Przecież to widać, że coś idzie po ulicy, ale co tam jakiś głupi zwierz których pełno. Masakra po prostu.
UsuńTo bardzo przykre. Mnie też chciałoby się płakać albo płakałabym.
OdpowiedzUsuńAle zauważyłam jedną rzecz. Wielu ludzi, z którymi jeżdżę samochodem, jeżeli nie wszyscy, uważają na zwierzęta na drodze. Zwalniają i omijają je. Nawet kierowca autokaru, którym podróżowałam podczas wakacji. Coraz więcej kierowców czuwa i nie jest im obojętny los zwierząt. Bo chcę wierzyć, że nie chodzi im (jedynie) o uszkodzenie pojazdu... ;)
Wszystkiego dobrego dla Wally'ego.
Ja też zauważyłam, że coraz więcej kierowców uważa i np. omija zwierzaki, ale jednak nadal są i będą wyjątki, które nie będą zwracać uwagi na to. Wally dziękuję :*
Usuńbiedny jeżyk :( wiesz, kierowca mógł go nie zauważyć przecież... co do zębów to np moja świnka miała ok, ale nagle z dnia na dzień straciła apetyt, i był to początek końca :( wtedy tez byłam w ciężkiej sytuacji bo był sylwester, wszystko pozamykane, więc żeby ją ratować, karmiłam ją co 2 godziny (tak, dzień i noc) papką z jedzenia i wody przez strzykawkę. później odzyskała apetyt i z cukrzycą żyła jeszcze pół roku, ale po tej sytuacji zrodziła się między nami tak silna więź jak nigdy.
OdpowiedzUsuńMógł nie zauważyć, to prawda, ale i tak cholernie mi go szkoda było :( Najgorzej jak wet jest wszędzie zamknięty, ale takie sytuacje są sprawdzianem na co nas stać, żeby ratować zwierzę.
UsuńDobra z Ciebie Istotka. Musisz być weterynarzem. Nie ma bata. Biedny jeżyk. Wally też. Mam nadzieje że już jest dobrze ze swinkiem.
OdpowiedzUsuńwww.kasinyswiat.blogspot.com
Wszyscy mi to powtarzają. Widzę w sobie powołanie do tego zawodu. Świniak ma aktualnie cudne ząbki, proste, wszystko sam szamie także super :D
UsuńBardzo dziękuję za każdy komentarz!