UPDATE - KRÓTKO O DZISIEJSZEJ KONTROLI U WETA
18:42Dzisiaj byłam na kontroli u weta. Na szczęście obeszło się bez kolejki, raz dwa i byliśmy z powrotem w domu. Wally dostał kolejny zastrzyk przeciwzapalny i przeciwbólowy, troszkę popiszczał, ale po za tym był dzielny. Szczerze mówiąc mam wrażenie, że ułamany ząbek zaczyna Wallyemu powoli rosnąć. Już wychodzi minimalnie ponad dziąsło, więc to dobry znak. Ogólnie mam teraz obserwować Wallyego, sprawdzać mu co jakiś czas zęby i jeśli zauważę, że nie chce jeść, okolice zębów są zaczerwienione, pojawia się jakaś wydzielina czy cokolwiek innego to mam wtenczas przyjść. Także na razie Walluch sobie odetchnie od męczarni :) A tak na marginesie, u was też wczoraj i dzisiaj była wichura? Wczoraj to prądu nie mieliśmy i wody, jak w średniowieczu. Dzisiaj co chwilę leje, a jak szliśmy do weta to dość mocno wiało. Musiałam Wallusia opatulić kocykiem i przykryć z wierzchu transporter, żeby go nie przewiało... Zaczęła się niestety gorsza strona jesieni. Niby piękne kolory i klimat, ale jak przychodzą ulewy i wichury to masakra.
4 komentarze
U nas, czyli na Mazowszu, najgorzej było w czwartek wieczorem i w nocy oraz w piątek do południa. Gdy w piątek rano wyszłam na dwór, chodziłam po połamanych gałęziach i stertach liści. :)
OdpowiedzUsuńNie wiem jak na reszcie Dolnego Śląska, ale u nas to prawie chodników nie widać. Wszędzie liście i gałęzie, a w parku drzewa połamane. Wczoraj przychodzę do szoły, a na przeciwko leży wyrwane drzewo, także się działo.
UsuńMam pytanie: czemu stałaś się właścicielką świnki morskiej, a nie chomika, królika, psa, kota czy czegokolwiek innego? :)
OdpowiedzUsuńKiedy decydowałyśmy o zwierzęciu, pies i kotek zawsze odpadały, bo ,,to duży obowiązek". Chomiczki miałam już dwa za dzieciaka małego i nie chcę więcej, bo za krótko żyją. Pamiętam jak nie mogłam przeżyć ich śmierci. Najpierw jeden zmarł ze starości, później drugi bo był chyba chory. Króliki, fretki, szczury itd. jakoś nigdy mnie nie interesowały na tyle, żebym miała je w domu. Świniami zaraziłam się od byłej koleżanki z podstawówki. W zoologu zobaczyłam pierwszy raz świnkę, taką czarniutką. Była piękna, ale widać, że była chora i mama się nie zgodziła. Później się okazało, że właśnie koleżanka będzie mieć małe (niestety domowa pseudo) i wtedy postanowiłam, że chcę mieć świnkę. Jakoś tak to się potoczyło, że nie wyobrażam sobie mieć aktualnie innego zwierzęcia. Nigdy bym nie pomyślała, że ten gryzoń zrobi takie zamieszanie w moim sercu i całym nim zawładnie :D
UsuńBardzo dziękuję za każdy komentarz!